Półfinał GRAMY! - garść wrażeń

share and show love


Lady Blackbird ucieka przed zaaranżowanym małżeństwem z hrabią Carlowe. Wynajęła przemytniczy statek powietrzny „Puchacz", aby ze swego pałacu w imperialnym świecie Ilysium dostać się do odległych Resztek, gdzie czeka na nią jej dawny kochanek - niesławny pirat, Uriah Flint. Niestety! W pół drogi do Haven imperialny krążownik „Ręka smutku" dościga „Puchacza" i zajmuje go pod zarzutem lotu pod fałszywą banderą. Czy to już koniec? Jaki los czeka Lady Blackbird i załogę „Puchacza"?

Wcale nie tak dawno temu repek poprosił mnie – zapewne nie mając pojęcia, że będzie to druga sesja, jaką poprowadzę na konwencie – abym została sędzią w półfinałach konkursu na najlepszego gracza, GRAMY! Jak zapewne wiecie czynność ta wiąże się nie tylko z radosnym wytykaniem błędów graczom, którzy, jak to gracze, niedostatecznie wczuwają się w swoich bohaterów, lecz przede wszystkim z poprowadzeniem im sesji. W przypadku sędziego jest to najistotniejszy element całej zabawy – wytykanie błędów, jeśli w ogóle się pojawia, występuje niejako przy okazji i w mało satysfakcjonującej, nieagresywnej formie. Oznacza to, że GRAMY! dostarcza sędziemu niewiele zabawy, w zamian za przygniecenie go mnóstwem obowiązków. Krótko mówiąc, żeby dać się w to wrobić, naprawdę trzeba być nieprzeciętnie naiwnym człowiekiem.

Mnie zaś charakteryzuje naiwność co najmniej podwójna, bo pomimo nie do końca pozytywnych doświadczeń związanych z prowadzeniem „Trybików wojny”, repek wcale nie musiał mnie jakoś specjalnie namawiać. Niestety, nie każdy przychodzi na świat wyposażony w odpowiednią dozę zdrowego rozsądku.

Początkowo zamierzałam poprowadzić Castle Falkenstein, szybko jednak zrezygnowałam z tej koncepcji, ostatnio bowiem tłumaczenie mechaniki CF poszło mi wyjątkowo marnie. Zresztą, potrzebowałam gry, która w swoją strukturę będzie miałam wbudowany mechanizm wspierający odgrywanie postaci, tak, aby gracze mogli popisać się swoimi umiejętnościami. Ostatecznie, wybrałam Lady Blackbird – grę z prostą, mocno zachęcającą do odgrywania mechaniką, gotowymi bohaterami połączonymi jasno określonymi zależnościami i odpowiednio dramatyczną początkową sytuacją.

Wydawało mi się, że mam wszystko, czego potrzeba, żeby poprowadzić fajną sesję, podczas której gracze zapomną o tym, iż biorą udział w konkursie i będą po prostu dobrze się bawić. Potem przypomniałam sobie, jak w polskim fandomie wygląda proporcja płci. Wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości.

Tak się składa, że nie jestem zwolennikiem gry bohaterami innej płci, niż prowadzący je gracz. Tymczasem w Lady Blackbird dwie bardzo istotne postaci to kobiety – nie sposób przecież rozegrać oryginalnego scenariusza w tym systemie, rezygnując z obecności eponimicznej heroiny. Jednocześnie szansa na to, że do półfinału dojdzie jakaś kobieta i na dodatek zostanie wylosowana, by uczestniczyć w mojej sesji była bliska zeru. Nagle okazało się, że Lady Blackbird powinna zmienić się w Lorda Blackbirda. Ostatecznie zdołałam stworzyć plan awaryjny, wciąż jednak miałam nadzieję, że rzeczywistość stanie po mojej stronie i jeśli jakaś kobieta przebrnie przez eliminacje, trafi do mnie na sesję.

Oczywiście, nic takiego nie miało miejsca. Jedyna kobieta w półfinałach, Nina, dostała się Lince. W związku z tym, moja sesja rozpoczęła się wypytywaniem graczy o to, czy są gotowi wziąć na siebie odgrywanie kobiecych ról. Początkowo sytuacja nie wyglądała zbyt wesoło, w końcu jednak Urko zdecydował, że przyjmie wyzwanie i zagra Lady Blackbird – nie można zresztą powiedzieć, żeby nie wyszło muto na dobre. Drugim odważnym okazał się Ifryt, któremu przypadła rola Naomi Bishop, wiernej pani ochroniarz. WekT oraz Chochlik mieli odrobinę łatwiej – pierwszy wcielił się w kapitana „Puchacza”, Cyrusa Vance, drugi zaś w pilota-goblina, Snargle'a.

Wbrew moim obawom, sesja wypadła znakomicie. Z pewnością przyczyniły się do tego świetne warunki, jakie prowadzącym na GRAMY! mistrzom zapewnili organizatorzy Avangardy. Mając do dyspozycji oddzielne sale, nie musieliśmy przejmować się konwentowiczami na korytarzach. Mogłam pozwolić sobie na nie tylko na przyniesienie laptopa z muzyką, lecz również pewien eksperyment dotyczący ustawienia uczestników sesji przy stole. Prowadziłam nie siedząc, ale stojąc oraz chodząc dookoła. W ten sposób mogłam swobodnie prowadzić główną narrację, lecz również od czasu do czasu szeptać graczom do ucha pewne sugestie. Wchodziłam więc rolę głosu sumienia – kreskówkowego aniołka lub diabełka, który podpowiada jak postąpić dobrze lub kusi do złego. Podpowiedzi te zawsze miały formę pytań, toteż nie ograniczały swobody graczy, a jedynie zwracały uwagę na pewne aspekty tego, co akurat działo się świecie gry.

Rzecz jasna, nic z tego nie miałoby racji bytu, gdyby nie gracze. Ci zaś podeszli do sesji bardzo emocjonalnie, uderzając w mocne, poważne tony. Nigdy nie spodziewałabym się, że Lady Blackbird, która dotychczas kojarzyła mi się z lekkim, przygodowym klimatem w stylu „Planety Skarbów”, może zakończyć się równie smutnym, gorzkim akcentem. Lady Blackbird powróciła do dawnego życia, od którego starała się uciec, zaś Naomi znowu została zmuszona do uczestnictwa w krwawych walkach na imperialnych arenach. Snargle, po tym, jak zdruzgotany kapitan Vance popełnił samobójstwo, zaszył się w Nightport, gdzie prowadził jedną z podrzędnych spelunek - nigdy więcej nie stanął na pokładzie statku kosmicznego.

Dawno nie prowadziłam równie dramatycznej, emocjonującej sesji. Dobrze, że dałam się w to wciągnąć. Gdyby nie konieczność wyboru zwycięzcy byłoby wprost fantastycznie.


PS. Wkrótce pojawi się też osobna notka poavangardowa.

2 komentarze:

  1. [żart] Urko? Kobietą?! Tak przemija chwała koboldów - będę Ci to pięknie wypominał za każdym razem gdy napatoczę się na Ciebie w naszym cool-skim mieście :P [/żart*]

    Peace ;),
    Skryba.

    PS. * - wynikający z faktu, iż Urko i Skryba są z tej samej wylęgarni erpegowców a.k.a. Koła ;).

    PPS. Swoją drogą, Blanche ;)...

    http://rpgkepos.blogspot.com/2012/08/psy-wygray-duzsza-historia-krotkiego.html

    Dziękuję :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Urko był naprawdę kobiecą kobietą, a jego wygrana potwierdza moje słowa ;)

    OdpowiedzUsuń

comments